Generał Le Loi udał się nad jezioro prosić Bogów o pomoc dla swojego kraju. W XV wieku Wietnam był okupowany przez Chińczyków. Z wody wydobył się żółw i podarował miecz. Chińczycy zostali pokonali, a generał, który później został cesarzem, przyszedł nad jezioro podziękować. Żółw wyłonił się i zabrał miecz, bo odtąd w tym kraju miał już zawsze panować pokój. Witajcie w samym centrum Hanoi, nad Jeziorem Hoan Kiem, w stolicy Socjalistycznej Republiki Wietnamu.
Uwielbiam te wietnamskie legendy. Jest w nich coś magicznego. Spacerując wokół jeziora myślę o żółwiu, czy on mi się pokaże? Nie jest to tylko legenda, w tym zbiorniku wodnym na pewno żyje jakiś gad, ale ukazuje się niezwykle rzadko. Na środku jeziora postawiono budowlę na jego cześć „Thap Rua” – Wieża Żółwia. Jest też czerwony most „Wschodzącego Słońca”, który prowadzi do świątyni Ngoc Son. Tam można spotkać gada, tylko, że wypchanego, Żółw w Hanoi to symbol pokoju.
Nad jeziorko trzeba przyjść koniecznie w dzień i w nocy. Co tutaj się dzieje po zmroku! To miasto tętni życiem. Ludzie tańczą na ulicy i to najróżniejsze style. Była i bachata, i salsa, i cha cha, i inne wygibasy. Pięknie się na to patrzy. Jak się ludzie umieją cieszyć życiem. Można kupić owoce posypane chilli, coś słodkiego, co przypomina pączki, wypić kawę w kafejce i trochę pozażywać kultury w pobliskim teatrze (Thang Long). To jest dopiero oryginalne – teatr lalek na wodzie. Scena to woda, artystów nie widać, aktorzy to kukiełki z figowca i muzyka na żywo. Jak to się to wszystko się dzieje? Lalki przyczepione są do długich palów i wyłaniają się z głębi wody lub z dekoracji z tyłu, za którą chowają się artyści. Wszystko po wietnamsku, ale można się domyślić, że spektakl przedstawia legendy tego kraju. Ten teatr to bardzo stara i bogata tradycja, wywodzi się z wiejskich terenów położonych nad jeziorami. Wtedy sceną była tafla jeziora lub bagno, a rosnąca dookoła roślinność to ówczesna scenografia. Trochę kultury w stolicy nie zaszkodzi, ja się dobrze bawiłam.
Most Wschodzącego Słońca prowadzący do świątyni
Wieża Żółwia
Pierwsze wrażenie z Wietnamu: jak oni tu jeżdżą po drogach? Nigdy nie widziałam tylu skuterów w jednym miejscu na raz. Ale dopiero w dawnym Sajgonie zrozumiałam, co to znaczy tłok na ulicach. Hanoi jest spokojne w porównaniu do tego miasta.
Z rana wyruszam na spotkanie z Wujkiem Ho (tak go tutaj pieszczotliwie nazywają). Umarlaczek, który był komunistycznym przywódcą Wietnamu, jest tutaj uwielbiany. Jego mauzoleum znajduje się w dzielnicy Ba Dinh, jest też muzeum i jego dawna rezydencja. Akurat udaje mi się zobaczyć zmianę warty, bo Ho Chi Minha pilnują żołnierze w białych mundurach. Fascynujące jest to, że taki biedny kraj jak Wietnam, wydaje potężne pieniądze na konserwację ciała wysyłając jego szczątki do Rosji każdego roku. A biedaczek chciał być skremowany.
Rezydencja Ho Chi Minha
Kraj, o którym słyszałam tyle dobrego, jeżeli chodzi o jedzenie, trzeba rozpocząć od wyśmienitej kolacji. Moja pierwsza przygoda z wietnamską kuchnią to menu, w którym znalazły się takie dania jak: smażone sajgonki z krabem, sałatka z kwiatów bananowca z warzywami, zupa kukurydziana, grillowany kurczak w miodzie z lepkim (sticky) ryżem, ryba i warzywka gotowane. Było smacznie i bardzo przyjemnie, ale przede wszystkim bardzo egzotycznie, bo wszystko to było dla mnie totalną nowością. Restauracja
Le Tonkin ma bardzo przyjemną scenerię, gdzie można się zrelaksować i odpocząć z dala od zgiełku miasta.
Wizyta w Old Quarter (Stare Miasto) to na początku walka o przetrwanie. Pędzące jednoślady, które pozornie nie zwracają uwagi na przechodniów. Odgłosy dochodzące z ulicznych garkuchni, gdzie umeblowanie to plastikowe, dziecięce krzesełka. Zapach zupy Pho i gwar uliczny. Kilometry wijących się elektrycznych kabli, sklepy na rowerach i uśmiechnięci Wietnamczycy popijający kawę na lodzie. Takie jest Hanoi. Ale po chwili przyzwyczajasz się do tej kakofonii i „architektury” miasta. I już nie masz ochoty wyjeżdżać, szczególnie po spróbowaniu kawy (ca phe sua da). Ja najlepszą kawę piłam tuż obok Katedry Świętego Józefa, rzymskokatolicki kościół zbudowany przez Francuzów. I o to, proszę Państwa, przenosimy się do czasów Indochin Francuskich. Kościół wypisz, wymaluj jak z paryskiej ulicy.
Ca Phe ❤
Zostawiam Was z wyobrażeniem o stolicy Wietnamu, ale do Hanoi będę wracać jeszcze nie raz w swoich opowieściach. Już z następnym wpisie o świątyniach i „must see list” dla tych, którzy planują wyprawę.